piotr102
Administrator
Dołączył: 01 Paź 2006
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Polska-Wrocław
|
Wysłany: Śro 20:05, 11 Lip 2007 Temat postu: Krym - wrzesien 2004r. |
|
|
- ODYSEJA KRYMSKA - wrzesień 2004 r.
Po raz pierwszy jechałem na wschód Europy, dlatego moje podniecenie miało
podwójny charakter. Po długim okresie stresu, przyszedł czas na wyluzowanie się i
zapomnienie dnia codziennego a także wizja nowej przygody w innym świecie, z
grupą obcych ludzi. Nie wiedziałem, co mnie spotka, jaki charakter będzie miała
nasza podróż.
Tak jak w zeszłym roku, podróż w Alpy miała być rozpoznaniem terenu i szukaniem
pracy przy krowach, przerodziła się w ciężką pielgrzymkę szlakiem św. Jakuba. Nie
wiedziałem, czy wrócę za pół roku czy za dwa tygodnie. Wróciliśmy z kumplem po
dwóch tygodniach skonani, ale ten przeżyty okres miałem wrażenie trwał pół roku a
może i dłużej.
Tutaj nie mogły spotkać mnie niespodzianki, bo jechałem z grupą 7-osobową. Nie
będę opisywał kolejnych etapów naszej podróży, bo jest to mniej ważne.
Zjechaliśmy Krym, a głównie wybrzeże morza Czarnego, wzdłuż malowniczego
pasma gór. Jadąc wcześniej przez olbrzymie połacie terenu ukraińskiego, pośród
stepów, pól, łąk, plantacji, czułem się młodym ptakiem chcącym powoli
rozprostować skrzydła, nie obawiając się, że wygłodniały drapieżnik zaatakuje mnie
nagle. Pozwalałem ponieść się rytmicznej muzyce, towarzyszącej nam przez całą
drogę. Była to muzyka wprowadzająca w powolny trans i błogostan. Czułem się jak
samotny biały żagiel. Mógłbym tak jechać bez końca, żeby cel nie zbliżał się tak
szybko. Najgorzej jest jak ma się czas ograniczony i trzeba zaspokoić wszystkie
potrzeby wakacyjne. Ale tak nie da się. Dlatego marzę o takich wakacjach, które nie
będą miały ograniczonego czasu. Powoli nasiąkałem tą atmosferą, jednak zmory
dnia codziennego nie opuszczały mnie tak łatwo. Poddawałem się każdej chwili,
zalewały mnie krótkie i płytkie fale szczęścia i zadowolenia. Ciężko jest osiągnąć
taki pełny i długotrwały stan, gdy głowę ma się naładowaną masą śmieci. Stajesz się
niewolnikiem na własne życzenie. Czy jesteś na tyle odważny, żeby z tego
zrezygnować?
Zanim dobrnęliśmy do ciepłych plaż, znaleźliśmy się znowu w innej rzeczywistości.
Krym jest znany z tego, że jego tereny są tak samo zróżnicowane, jak jego historia,
przez którą przewijały się różne cywilizacje, języki, wyznania, tradycje. Był to jeden
wielki galimatias rodzący chaos. Dzisiaj zastaliśmy tylko zgliszcza a jedyne
zamieszanie wywołują turyści. Gdy na moment wtapialiśmy się w ten tłum
stwierdzałem, że nie czuję się turystą albo oni powinni się inaczej nazywać. Tutaj
wśród kanionów, w których szukano kiedyś schronienia, wykorzystując ich
naturalne warunki, odezwała się we mnie natura jaskiniowca. Wyobrażałem sobie
życie w tej wiosce, prawie na końcu świata w surowych warunkach. Czy poradziłbym
sobie? Tego nie mogę być pewien, póki nie spróbuję. Ale jestem przekonany, że
jakość mojego życia poprawiłaby się w znacznej mierze. A gdybym uzyskał spokój,
zadowolenie, szczęście nie musiałbym martwić się o przeżycie. Zresztą nie wiele
byłoby mi potrzebne. Ale nie wiem jak długo mógłbym wytrzymać, czy nie znudziłaby
mnie taka sielanka, czy takie życie satysfakcjonowałoby mnie na dłuższą metę. To
może stwierdzić tylko przeznaczenie. Gdy dotarliśmy w końcu nad morze, znowu
zderzyłem się z innymi warunkami. Jadąc drogą wzdłuż wybrzeża mając z jednej
strony wodę a z drugiej góry, miałem mieszane uczucia. Jest to na pewno wspaniały
widok, zatykający dech w piersiach, na widok którego pędzel mojej wyobraźni
malował ten nastrój, a klisza w moim aparacie fotograficznym rozgrzewana była do
czerwoności. Na tę drogę lepszym na pewno pojazdem byłby Harlley Dawidson i
siedząca na tylnim siedzeniu dziewczyna z rozwianymi włosami. Ale do naszej
wolności uciekaliśmy jednak w góry lub do wody. Pomiędzy tymi żywiołami czułem się
jak uwięziony szczur w labiryncie otoczony ścianami.
Tak naprawdę, po co w ogóle podróżujemy, czego szukamy?
Nie wiem, dlatego podróżuję.
W miarę, jak zapuszczaliśmy się coraz dalej, piękny krajobraz kończył się, turystów
było coraz mniej, czas urlopu zbliżał się do końca a ochota podróży wzrastała. Teren
przerodził się w krajobraz pustynno-księżycowy.
Porównując tę podróż i tę ostatnią, dochodzę do następujących wniosków:
W Alpach spektrum moich przeżyć było zdecydowanie większe, dlatego że byłem
zdany więcej na siebie, musiałem włożyć więcej wysiłku, energii, mogłem porozumieć
się z tubylcami i nie miałem ograniczonego czasu. Na Krymie nie miałem tych
czynników, nawet nie chciałem ich mieć, tym razem chciałem się pobyczyć, nie
wysilając się zbytnio, nie brać obowiązku odpowiedzialności. Pozwoliłem ponosić się
grupie, było wygodniej. Mimo, że nie miałem tego bogactwa przeżyć, czułem się
bezpieczniej, ale z kolei ograniczony. Grupa, mimo że miała jeden cel, miała
natomiast różne oczekiwania, potrzeby, sposoby realizacji tego celu. Tym
charakteryzuje się siła grupy, swą indywidualnością. W Alpach miałem u boku tylko
jednego towarzysza i siebie. Ale trudniej mi było pogodzić się z jego różnorodnością
i vice wersa. Zrozumiałem, że w moim przypadku najlepszym wyjściem byłaby
samotna podróż, co z drugiej strony przeraża mnie.
Pustka tego krajobrazu, przestrzeń, surowość, bezludność, bezroślinność jest
pociągająca a zarazem przerażająca. Ma swój urok, ale tylko na chwilę. Na dłuższą
metę byłoby nie do zniesienia. Myślę, że każdy stan, w których tkwimy dłużej, jest
przerażający. Chciałbym na przykład przeżyć bezdomność, ale na krótko. Może,
dlatego chcę przeżywać podczas takich podróży odmienne stany świadomości,
których nie mam na codzień. Jak długo, nie wiem. Ale wiem, że dlatego jesteśmy
ludźmi, żeby to zmieniać. Tkwienie w jednym jest zniewoleniem. Czy to nazywa się
lęk przed wolnością?
Dlaczego z wakacji nie potrafimy zrobić codzinnego życia, ale proszę się nie bać, nie
do końca życia. Myślę, że kiedyś dojrzeję do tego i nie powrócę z wakacji. Może
wtedy nie będę ich potrzebował. Doszedłem również do stwierdzenia, że wcale nie
trzeba czekać tyle czasu na upragnione 2 tygodnie wakacji. Katujemy się cały rok
na upragnione dwa tygodnie odpoczynku. Można to robić systematycznie
wykorzystując każdą chwilę nie dopuszczając się do takiego stanu. Bo i tak 2
tygodnie jest za krótkim okresem. Wakacje można mieć cały czas. Ja żeby przeżyć
wakacje muszę pracować . Pracować musimy tak czy inaczej przez całe życie.
Musimy tylko wybrać dla siebie odpowiednią formę, która mogłaby spełniać wiele
funkcji. Praca ma spełniać człowieka nie robiąc z niego niewolnika.
Sławek R.
Post został pochwalony 0 razy
|
|