|
NASZE WYPRAWY www.extrek.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
piotr102
Administrator
Dołączył: 01 Paź 2006
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Polska-Wrocław
|
Wysłany: Wto 7:44, 10 Cze 2008 Temat postu: Tunezja 2008 wg Basi:) |
|
|
Relacja pisana na bieżaco przez Basie z Wrocławia.
Zdjecia autorki i uczestniczki na :
[link widoczny dla zalogowanych]
24.03 - wyjazd z Wrocka. W Katowicach czekamy na Kazia. O godz. 21.30 jedziemy z
Kaziem do Bielska Białej po Janusza. Alpy, Dolomity, parking, śniadanie. II śniadanie w Bolonii, jazda dalej.
26.03 - Formia - nocleg nad morzem, strach, ze podmyje namiot, tak blisko morza. Rano oglądamy owoce morza, śmietnik, zbieraczy drzewa na opał. Neapol, Pompeje. Odswieżamy sie na campingu Zeus, gdzie rosna drzewa pomarańczowe. Pyyyyszne, najlepsze na świecie pomarańcze pełne soku. Leżą i nikt ich nie zbiera, tylko my . Wyjazd na Sycylię.
27.03 - godzina 2.00 prom z Villa St. Giovani na Sycylię. Lądujemy w Mesynie o 2.30. Jedziemy boczną droga S114 wzdłuz wybrzeza szukając noclegu. Rozbijamy się koło Taorminy koło 4 rano pod wysoką skałą, tuz przy morzu - dzieli nas jedynie autostrada, ale pod autostradą jest tunel na plażę. Po obudzeniu spacer po plazy - Danusia szuka kamieni, Piotr i chłopaki sprawdzają co jest nie OK w samochodzie. Jedziemy do Syracuse. Tu amfiteatr, kościół z cudowną figurą Matki Boskiej, której z oczu płyną łzy. Nie widziałam żeby płyneły, ale ok, może w tym momencie nie płakała, bo przy mnie wszystkim wesoło, i nikt nie płacze. We włoszech w tym czasie wszystkie bilety do muzeów gratis w okresie od 25 do 30 marca. Oglądamy Ucho Dionizosa, Muzeum Historii, gdzie gubimy się z Danusia. Fajny Kamping wieczorem w Puenta Secca i czytanie Pana Tadeusza.
28.03 - rano kapiele, sprzątanie, wietrzenie, Kaziu się goli, Janusz powiedział, że tradycyjnie w czasie wypraw się nie goli. Idziemy na
plaże, która jest zaraz przy campingu. Po drodze mijamy wysypisko
pomidorów... jak sie okazuje wcale nie popsute, ale twarde i jędrne.
Nazbieraliśmy 2 reklamówki i mielismy surówki przez dobry tydzień
Przy plaży rosły kaktusy... owoce opuncji są przepyszne. Potem
pojechalismy do miasteczka Santa Croce Camerina, bo chłopki znalazły tam warsztat samochodowy. Pan mechanik... mniam mniam bella ragazza patrzył i słuchał co mówi Piotr, a Piotr w te słowa (pokazując palcem na cos pod podwoziem: dys OK, dys OK, opaska nie OK, smar wycieka. Paniał? Paniał chyba nie bardzo, bo choć nie wziął dużo za naprawe (15 euro), smar wyciekał potem dalej. Zwiedzamy Valle di Templi - ruiny
starożytnych świątyń. Kemping nad morzem, na parkingu przy plaży Qualia Marina koło Eraclea Minoa. Piekny zachód słońca. Chłopaki rozbijają namioty w lesie piniowym, w samochodzie czytanie dalszych ksiag Pana Tadeusza.
- sobota - wyjazd. jedziemy do Palermo droga solna... Promdo Tunisu. Na promie miejsc numerownych nie ma, żadnej kontroli antyterrorystycznej... tabuny ludzi z tobołami... nikt tego nie ogarnia... a jak wypieprzą prom w powietrze.... pełno arabów, a może terrorysci?Godz. 21.44 odpływamy. Na promie śpimy na podłodze. Nawet nie buja, ja i Kaziu konwersujemny we wszystkich jezykach świata z przesympatycznym algierczykiem.
30.03 - o godz. 5.30 wpływamy na wody terytorialne Tunezji. Szybka odprawa i wymina euro na tunezyjskie dinary 1:1,75. Zwiedzanie Tunisu. Ja i Kaziu gubimy sie na targu w medynie. Ktoś kradnie mi komórke i zaraz ją oddaje ze słowami, abym uważała Jedziemy do Kairuan zwiedzać najwiekszy meczet, ale jest zamknięty. Potem miasteczko El Jam, zwiedzamy amfiteatr na 30.000 osób. Zakupy w mieście. Nocleg w medinie w hotelu Sfax za 4 dinary + 1 za kąpiel.
31.01 - noc przespana spokojnie. Kierujemy sie w rejon Ksour - małe berberyjskie wioski. Po drodze szokujące nas "grille" - jedne baranki żywe stoją pod wiszącymi zabitymi, Arab odcina po kawałku mieso i smaży na grillu obok.. takie grille ciągną się przed i za miasteczkami po drodze. Oprócz baranów, kozy. Oprócz grili co kilka kilometrów wzdłuż gajów palmowych stragany z sokiem palmowym. Probujemy i kupujemy butelkie - nic dobrego. Matmata - domy w jaskiniach w ziemi. Nocleg na dziko, na szczycie nad przepaścią. W nocy wichura, trzeba przestawiać namiot, bo sfrunie. Namiot wsadzony w domek-toaletę, gniazdo nietoperzy ... brrrr. Na dworze leje i wyje wiatr, wiec w samochodzie wypuściliśmy gina z butelki.. Dstalismy głupawki... ile śmiechu... Ktos wyszedł z wozu i przez otwarte drzwi wpadł przerażony burzą ptaszek... łapanie, smiech... Ptak uwolniony, gin uwolniony, pora spać. No jakoś sie wyspali
1.04 - lecimy do Tatatouine. Dana pozuje do zdjęcia z wypiętym tyłkiem. Ja nie gorsza Głupawka juz na całego. Piotr mówi, że jesteśmy
najbrudniejszą, ale najweselszą grupą jaka miał. Czy to przez sikanie w
plenerze? Nie kumam . W Tatatouine hotel Sar Kabab albo Hadada, nie
wiem, bo nabazgrałam. Trasa ksarów - siedzib w skałach. Zapraszają do
środka zobaczyć domostwo, a potem wyciagają reke po pieniążki Każdy orze jak może . Nocleg przy pustyni w miasteczku Douz - super camping Desert Clap, mycie i golenie. Mały wrzeszczy!!!!! (chyba go nie
goliliście?) Przyszedł tubylec namawiąć na wielbłądy. Ok taniej niż
zorganizowane przez oficjalne biuro. Może nie porwą.
2.04 - rano zwiedzanie Douz. Latanie za pamiątkami oczywiście, ale już sie wszystkie miasta opatrzyły, wszędzie takie same stragany, domki ... chusty i korale. Kaziu chce bembenek, Dana chusty i szachy. Mi tam wisi, ale małpuje i Dane i Kazia. O 15 wyruszamy na pustynie. Po 45 dinarów od łepka. 16 km w głąb pustyni. Przyjeżdaża po nas taksi, ładujemy się i jedziemy... porwą nas czy nie porwą? Na jakimś stadionie, gdzie duzo wielbłądów całkiem z boku, osobno, stoi 6 wielbłądów objuczonych straszliwie i dwóch berberów z zębami jak kilofy. Idziemy do nich.... Przez chwile zero reakcji, jakby nie wiadomo o co kaman. Jeden odbiera komórke, gada, patrzy na nas... chyba nas porwą.
Podjezdza jakaś srebrna bryka. Jeden z naszych arabów podchodzi,
kierowca uchyla szybe, gadaja. Odjeżdża, arab wraca do nas, wielbłądy
klekają.... tak porywają nas jak nic. No trudno.. jak sie powiediało A to trzeba Beczeć dalej. Niech porywają. Wszyscy wsiedli... na wielbłądy a jak ja mam sie wdrapać? jeden pomaga.... drugi pomaga... uf... wrzucili jak kolejny tłumok... jedziemy. Cały czas patrze gdzie mam cień na ziemi, bo jakby porwali.... zeby wiedziec jak spieprzać. zerwał sie wiatr... sypie piachem. Mam go w zębach w oczach, w aparacie i w ogóle.. chyba wszędzie. Wielbłąd stworzenie dziwne. Nie wiadomo skąd mu bardziej smierdzi, z pyska czy spod ogona. A jak trzęsie. Mgłam ćwiczyć joge, oj moje nogi.. tak szeroko ich nigdy nie trzymałam (przynajmniej nie tak długo). Trzymam sie jedną reką, druga usiłuje cykac... kurde jaki ten aparaty cięzki..... Porwą, czy nie porwą? porwą, jak nic! stajemy.... pewnie zaraz helikopter po nas przyślś... no nic... trudno, niech porywają. I tak Dana pójdzie na pierwszy ogień, bo ona blondynka... hm... ale z drugiej strony, mnie częściej zaczepiają, i
mnie chcieli kupic, a nie ją (dawał za mnie 16 wielbłądów, nie wiem
czy to dobra cena?). To tylko odpoczynek. Za chwilę idziemy dalej. Po godzinie beduini zaczynaja sie nerwowo rozgladac, rozłączają sie... szukaja czegoś.. aha! porwanie!... Nie... okazało sie, ze szukają chrustu na ognisko. Koniec jazdy. Jedni z wielbłądów schodza, inni spadaja. Nasi przewodnicy pętają wielbłądom nogi i zdejmują z nich.... całe wyposazenie domu: materace, koce, jakieś płachty, miednice, czajniki, worki, baniaki z wodą, żerdzie, sznurki........ No i dobrze, niech porywają, zawsze jakaś przygoda, przestaję sie przejmowac, zaczynam bawić.
Jeden rozbija namiot koczowników, drugi szuka chrustu. Ja i Kaziu
pomagamy mu. Piękny namiot rozbity, w środku cztery legowiska. Zabieramy sie za kolacje. Ognisko rozpalone ku mojemu rozczarowniu zwykłą zapalniczką. Jeden beduin jara papierochy . Bedzie kuskus z jarzynami i mięsem. Wszyscy pomagają obierać. Kuskus pyszny, ale nie dostałam ani kawałka mięsa. Może i dobrze Do kuskusu przepyszna hernata.... i tańce, i granie na miednicy, i spiewy i śmiech... fajne te araby.... może porwą jednak? Pokazali nam jak sie robi lampke nocną. Idziemy spac. Nie było w nocy wcale zimno... a niebo....ech... rękę wyciągnąć i wybierać sobie gwiazdki.... Ja biore tą... chrrrrrrrrr chrrrrrrrrrrrr chrrrr...
Rano koło namiotu rózne ślady na piasku. Pytam czyje? - szakal -
beduin odpowiedział spokojnie... Ups! Dobrze, że nie powiedział tego wieczorem. Wstaję o 5 rano.... chmurne niebo, słonka bardzo nie widac, fajnych fotek nie bedzie. Beduini krzątaja sie przy ognisku, pewnie całą noc przy nim spali. Patrze co robią? Jeden robi ciasto! Bedzie chleb pieczony w popiele w ognisku Rewelacja. Niech mnie porwą! Cały czas od wczoraj chodze i cykam i cykam, Na poczatku zasłaniali twarze i chowali sie, ale juz wczoraj wieczorem ustawiali sie do fotek jak modele jakies, a przytulić się do zdjęcia to chyba dla nich szczególna przyjemnośc Do chlebka masło, dżem, kawa i pyszna herbata. Do tej pory nas nie porwali, to juz chyba nici z tego... Ładujemy dobytek i wracamy. Tym razem te 16 km zleciały szybciej Kaziu szedł na piechote za nami, powiedział, że za chiny na wielbłąda jz nie wsiądzie. Mój wielbład jakiś dzikszy od poprzedniego... szapie jak oszalały, a trzymam sie jedna reka.... w drugiej aparat... z żelaza - chyba 10 kilo waży!. Jesteśmy na miejscu... na dłoni bomble, aparatu trzymać nie mogę... kręgosłup boli pierwszy raz w życiu. Nareszcie wiem o czym mówia ludzie stekający od kręgosłupa.. ach położyć sie choć na chwile. Ostatnie zdjęcia i wytulanki z naszymi przyjaciółmi z Sahary. Taxi do campingu. Nie porwali.
cdn.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
piotr102
Administrator
Dołączył: 01 Paź 2006
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Polska-Wrocław
|
Wysłany: Pią 21:08, 27 Cze 2008 Temat postu: |
|
|
3.04 - po powrocie z Sahary odpiaszczamy się na campingu Desert Club.
Szybka kąpiel i dalej w droge. Jedziemy oglądać Wielki Szot. Wrażenie niesamowite...
jak okiem sięgnąć biała płaszczyzna. A to nie piasek, nie snieg, tylko sól.
Niesamowite. Pochodziliśmy sobie po tym, porobiliśmy egzotyczne zdjęcia przy łódce
zastygnietej w morzu soli, i dalej w droge! Upał straszliwy, niemal jak w Afryce
Jedziemy nad Zielone Jeziorko się poplumać. Owszem pluma się tylko Piotr i uciekamy
szybko bo tubylcze dzieciaki zamęczą nas prośbami o papierosy. Chwili
spokoju.... W Nefcie idziemy na herbatę... jest to coś pysznego,
niezapomniany smak, którego długo potem we Wrocławiu będę szukała.
Herbatę potem kupiliśmy, po kilka paczek, by zabrać do domu. Do tego
potrzebna linonka i świeże listki mięty. No i koniecznie - dużo cukru i nie mieszać,
tylko przelewać z naczynia do naczynia, aż cukier się rozpuści, a na herbacie pojawi sie pianka.
Nocujemu pod zwaloną chałupą przy gaju palmowym na trasie do krainy wodospadów.
4.04 - kierujemy sie na trasę wodospadów. Pierwszy wodospad w Tamerzie, a drugi w Mides.
Jakby cholerka nie powiedzieli że to te wodospady to bym nawet ich nie zauważyła.
To przestroga, bo tu we wszystkich przewodnikach zachwalaja,
że w Tunezji wszystko największe... hmm, hmm...
Najbardziej z tych wodospadów podobały mi się stragany i tysiące wycieczkowiczów przy nich.
Nie wiadomo co wiekszą atrakcją tu było: stragany z chustami i innymi "dziełami sztuki tubylczej"
czy same wodospady. To własnie właściciel jednego z tych straganów chciał mnie kupić.
Ale że nie wiedziałam czy 16 wielbłądów to dużo czy mało, to nie ryzykowałam,
za tanio nie chciałam się puścić. Dodam, że mój niedoszły własciciel miał około 25 lat
i dredy do pasa. Arab jamajski? Może Ale ładna bestyja była, oj oj.
Zadowolił się wspólnym zdjęciem. Tak więc wodospady mnie rozczarowały,
natomiast niesamowite wąwozy w Mides jak Kanion Kolorado. Cudne.
Obiad niebanalny i niecodzienny w tej krainie gdzie nie ma drewna:
ognisko z pieczonymi kiełbaskami. Ileż chemii w tej kiełbasie musiało byc,
że sie nie ześmierdła trzymana w samochodzie przez tyle dni bez
lodówki i w takich temperaturach? Nic nikomu sie nie stało, nikt sie nie struł
Mało tego, jedliśmy codziennie po kika kilogramów pomarańczy, które są tutaj
najlepsze na świecie, wewnątrz nie ma nic oprócz soku. Nigdy takich pysznych nie jadłam.
I owoców tez nie myliśmy nigdy, nie tylko pomarańczy, ale nawet truskawek,
a daktylke po których na straganie muchy chodziły - tez nie. I NIC, żadnych sensacji jelitowych.
Opatrzność nad nami czuwała. Najważniejsze, ze małemu nic nie było.
A o małym to książkę można pisać. Kochane dziecko, nasza wspaniała maskotka.
Chyba każdy dzisiaj do małego tęskni, a najbardziej dziadek Kaziu.
Jedziemy do Gaffsy na nocleg w prawdziwym hotelu. Hotel Oasis 5 TD za sztukę
cdn
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez piotr102 dnia Pią 21:12, 27 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
piotr102
Administrator
Dołączył: 01 Paź 2006
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Polska-Wrocław
|
Wysłany: Śro 18:20, 03 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
po latach relacja została opatrzona zdjęciami pod linkiem:
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|